Pierwszy raz o swoim zawodzie pisałam tutaj, jak to wygląda z drugiej strony pierwszego stołu, o urokach pracy i niestandardowych pacjentach.
Po niemal 4 latach ciągłej pracy, przyszedł moment pożegnania i pierwszego w życiu zwolnienia. Z jednej strony martwiłam się co będzie dalej kiedy wrócę do zawodu, a z drugiej cieszyłam się jak dziecko z wolnego. Nie trzeba codziennie wstawać o 6 rano cudowna perspektywa. To był idealny moment na regeneracje, odpoczynek fizyczny i psychiczny.
Wróciłam do pracy zawodowej równo po 3 miesiącach błogiego i słodkiego leniuchowania. Wystarczająco odpoczęłam, zregenerowałam i wróciłam ze zdwojoną siłą, pełna wigoru, optymizmu i chęci do pracy. Niestety coś za coś teraz mam dużo mniej czasu na blogowanie, lecz pomału wpadam w rytm i wiem że go nie zaniedbam .
Dzisiejszym wpisem chciałabym Wam przekazać żebyście się absolutnie swoją pracą nie stresowali, wywiązywali się ze swoich obowiązków i niebyli zbyt nadgorliwi. To popłaca w przeciwnym razie nabawicie się wrzodów żołądka i nerwicy.
Pamiętajcie że pracujemy po to żeby żyć a nie żyjemy po to żeby pracować!
P.S. A czy Wy lubicie swoją pracę i wykonujecie ją z powołania?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz